Translate

piątek, 21 czerwca 2013

Drabiną... dokąd? Czyli o tym, jak ważny jest cel.

W końcu z powrotem jesteśmy tu razem z Wami.
Witamy Was tym serdeczniej i radośniej, że po tak długiej przerwie. Tych, którzy zwątpili już w naszą obecność na blogu- przepraszamy, a tych, którzy powoli zaczynali tracić na to nadzieję- uspokajamy. Tu po cichu muszę się przyznać (Paweł), że ten dłuższy czas niepisania to moja niechlubna zasługa. Niestety, jestem dużym (196cm) leniem, a do tego mam problem z systematycznością w działaniu, więc sami już wiecie dlaczego to tak wygląda. Oczywiście, jest też ktoś, komu szczególnie zależy żeby nas tu nie było, ale my nie bez przyczyny jesteśmy ‘Miłością walczący’, bo tylko w Miłości jesteśmy w stanie zwyciężać.
Wierzymy też, że nie nadszarpnęliśmy zbytnio Waszego zaufania i, że jesteście wciąż gotowi i otwarci na nas. Już teraz za to wszystko dziękujemy Wam z całych dwóch serc! J

Chcielibyśmy dzisiaj podzielić się pewną piękną rzeczą, którą odkryliśmy, ale i wciąż jeszcze odkrywamy.

Czy czasem masz może tak, że widzisz wasze wspólne przebywanie w odcieniach szarości? Czy wasza obecność staje się dla Ciebie przykrym obowiązkiem? Czy zdarza Ci się myśleć o was jako o czymś co powoli traci sens?


My znamy to bardzo dobrze i powiemy Wam więcej, to nie jest nic dziwnego. Takie myśli wcale nie są wyrazem tego, że wzajemnie się nie kochacie, choć czasem może i tak być. Ale nawet gdy jesteście przekonani do siebie na 100%, to tego typu myślenie pojawia się i z pewnością będzie się pojawiało. Pytanie jest jedno: ‘Jak takie myśli skutecznie eliminować?’. Dla zobrazowania poniżej zamieszczamy zdjęcie.;)




Dlaczego drabina? Już Wam wyjaśniamy. Otóż wyobraźcie sobie, że wspólna relacja kobiety i mężczyzny podobna jest właśnie do takiej drabiny. My, jako para (już prawie z dwuletnim stażem;p) nie jesteśmy narzeczeństwem, więc tym bardziej  małżeństwem, ale gdzieś w oddali świta nam plan na przyszłość spędzoną razem. Być może, że będąc ze sobą nie myślicie jeszcze o sobie ‘na poważnie’, ale wbrew pozorom jest to bardzo istotny element wspólnego budowania Waszej relacji. I tu wracamy do trzech pytań postawionych na początku. Brak konkretnego podejścia, patrzenia w przyszłość rodzi właśnie tego typu myślenie. Każda relacja damsko-męska, która prowadzi do czegoś co piękne i dobre, to długa do pokonania droga. Podobnie jak z tą zamieszczoną powyżej drabiną. Ciężko żebyśmy wchodzili na drabinę nie popatrzywszy wcześniej gdzie ona się kończy. Jeśli ktoś chce wejść na dach swojego domu, to na pewno nie będzie wdrapywał się na tę, która oparta jest o ścianę garażu od sąsiada. Dopiero jasny cel nadaje sens naszemu dążeniu do osiągnięcia go. I tak żeby wejść na drabinę potrzeba coraz wyżej wdrapywać się po szczeblach, to tak żeby w związku żyć w pełni należy go stopniowo budować poprzez drobne wyrazy miłości. Ale dopiero wtedy zaczną one mienić się kolorami, staną się nieprzymusowym sprawianiem radości i nabiorą sensu, gdy będziecie wiedzieli jaki jest cel Waszej wspólnej wędrówki. Powodzenia w wytyczaniu sobie pięknych i wartościowych celów! J
Na koniec podpowiadamy, że warto o to podpytać Tego, który jest Miłością.
Jego słowa, które nam osobiście towarzyszą to te z Księgi Jeremiasza, a dokładnie Jr 29,11:
„Ja bowiem znam zamiary, jakie mam wobec was- wyrocznia Pana- zamiary pełne pokoju, a nie zguby, by zapewnić wam przyszłość, jakiej oczekujecie.”
Cieszymy się Wami i tym, że dalej możemy kontynuować tego bloga dzięki łasce Bożej.:)


Aga i Paweł

poniedziałek, 18 marca 2013

Ciągle do przodu, czyli o tym, by śladami Mistrza - nie poddawać się

"Walczę o czystość. Ale tak często przegrywam. Tak się staram, a jednak ciągle upadam. Każdy upadek boli coraz bardziej. Czy wobec tego jest sens tej walki?
Wciąż się staram! Ale się nie udaje. Gdzie tu logika? Dlaczego to, co jest dla mnie takie ważne, to, o co tak się staram, jest wciąż tak trudne do osiągnięcia? To sytuacja beznadziejna. Nie opłaca się walczyć, skoro każda walka kończy się przegraną. Mam dość, nie potrafię."


Czy znasz te słowa? Czy choć jedno zdanie z tego tekstu jest Ci bliskie?
W tym poście, chcemy Ci powiedzieć kilka ważnych rzeczy:

1. Bóg nie poniża Cię w Twoim upadku.
2. Dla Boga każda walka i każda chociażby próba walki jest ważna i cenna.
3. Twoje czyny i starania nie decydują o Twojej wartości w oczach Boga!

Wojownik staje się wojownikiem dopiero na polu bitwy, kiedy podejmuje decyzję "będę walczyć, do końca!", a krawcowa podziwia swoje dzieło wtedy, kiedy doprowadzi je do linii mety, nie zważając na to, czy i ile razy ukłuła się igłą. Dopiero wtedy możemy podziwiać dzieło jej rąk.
Bóg jest Bogiem, który się nie poddaje.
W czasie drogi na golgotę, Jezus upada. Cała droga, którą Jezus przeszedł z krzyżem, ma długość ok. 1 km. Nie jest to duży dystans, jednak wyczerpany, słaby, cierpiący Jezus - upada.
Nie raz, nie dwa, lecz trzy razy. Mimo tego! Za każdym jednak razem - wstaje i idzie dalej.

Dlatego nie myśl dzisiaj, że to bez sensu, bo ciągle upadasz, ponieważ pytanie, które możesz sobie zadać nie brzmi "Czy i ile razy upadłeś?", lecz "Czy idziesz dalej..?"


Aga i Paweł

sobota, 19 stycznia 2013

Kwiat pod parasolem, czyli o dwóch niewidomych w trakcie wędrówki

Łatwo jest kochać, gdy mamy siebie obok. Łatwo jest być dla drugiej osoby uprzejmym i życzliwym, gdy ma się świadomość, że ona to ciepło odwzajemnia.
Łatwo jest być razem, gdy nas to dużo nie kosztuje, gdy nie trzeba rezygnować z siebie, gdy jest to przyjemne.
Ale czy na pewno mamy wtedy do czynienia z miłością?
     Ostatnio dopadł nas trudny czas. To nie jedyne cięższe chwile, które przeżywaliśmy razem, ale chyba te były najdłuższe. Pojawiło się wiele wątpliwości, pytania: ,,Czy to wszystko ma sens? Czy warto jeszcze walczyć?’’ Było nam ciężko, ale udało się. Przetrwaliśmy RAZEM. Teraz wierzymy, że było nam to dane, aby móc podzielić się z Wami: pokazać Kogoś, komu zawdzięczamy nasze zwycięstwo.
     Sytuację w jakiej byliśmy można porównać do sytuacji dwóch niewidomych z Ewangelii wg św. Mateusza (Mt9, 27-31). Oboje podczas tego czasu błąkaliśmy się w domysłach i ukrywaniu prawdy. Zachowywaliśmy się jak osoby, które nie widzą. Uparcie dążyliśmy do tego, by mieć rację. Nie patrzyliśmy na siebie nawzajem, bo byliśmy zaślepieni sobą, własnym egoizmem. A w czasie kryzysu potrzeba konkretnego działania, podjęcia ,,odpowiedzialnych kroków’’.
Tak właśnie uczynili wspomniani wcześniej niewidomi. Oni dosłownie zaczęli wykonywać kolejne kroki. Zdecydowali się ruszyć za tym, który, jak wierzyli, da im to, czego potrzebują. Na początku, gdy chcieliśmy coś z tym stanem zrobić, brakowało nam wiary, że nasze działanie cokolwiek zmieni. Stąd było to nieskuteczne.
Gdy podejmuje się konkretne działanie trzeba wierzyć, że ono przyniesie pożądany skutek. Wiara w osiągnięcie celu jest wręcz kluczowa i czasem w tych wspólnych zmaganiach tylko ona pozostaje i okazuje się być ostatnim kołem ratunkowym.
W Ewangelii widzimy, że Jezus pyta niewidomych, czy wierzą, że On może uzdrowić ich wzrok i dać im przejrzenie. Słowami: „Tak, Panie” wyrażają oni właśnie wiarę.
Słuchajcie, po wielu próbach wyjścia z kryzysu i przywrócenia poprzedniego stanu zgody i zrozumienia, w końcu przekonaliśmy się, że nie damy rady własnymi siłami pokonać tych przeciwności. Zwróciliśmy się do tego, który dał nam siebie i On na nowo odbudował w nas jedność. Byliśmy taką dwójką niewidomych, zaślepioną w swoich własnych racjach i nie widzącą się nawzajem. W tej całej beznadziei wręcz zmusiliśmy się do wspólnej modlitwy i zawierzyliśmy Jezusowi, że tylko On jest w stanie zmienić tę sytuację. I tak jak dotknął oczu niewidomych, tak dotknął naszych serc, by na nowo otworzyły się na siebie, na miłość.
Paweł: Któregoś dnia, zdecydowaliśmy, że razem staniemy przed Panem. Podczas modlitwy chcieliśmy oddać Panu wszystko to, co kryło się w naszych sercach. Otworzyłem Pismo Święte, tak po prostu, nie szukając konkretnej księgi i znalazłem właśnie ten fragment z Ewangelii wg św. Mateusza:
Gdy Jezus odchodził stamtąd, szli za Nim dwaj niewidomi którzy wołali głośno: «Ulituj się nad nami, Synu Dawida!» Gdy wszedł do domu niewidomi przystąpili do Niego, a Jezus ich zapytał: «Wierzycie, że mogę to uczynić?» Oni odpowiedzieli Mu: «Tak, Panie!» Wtedy dotknął ich oczu, mówiąc: «Według wiary waszej niech wam się stanie!» I otworzyły się ich oczy, a Jezus surowo im przykazał: «Uważajcie, niech się nikt o tym nie dowie!» Oni jednak, skoro tylko wyszli, roznieśli wieść o Nim po całej tamtejszej okolicy.”
 Przeczytałem go Adze, a ona powiedziała, że bardzo dotknął jej serca. Nigdy wcześniej nie słyszała o tej scenie z Pisma, o uzdrowieniu dwóch niewidomych. (Aga: A myślałam, że już żaden fragment Ewangelii pod względem treściowym mnie nie zaskoczy!) To tak bardzo pasowało do naszej sytuacji.
Jezus nie mówi o jednym niewidomym, albo o trzech, czy o tłumach. Mówi konkretnie o dwóch! Mało tego, my także byliśmy.. niewidomi.
 Jezus przez swoje Słowo przywrócił nam wewnętrzny wzrok dotykając naszych serc. Zdecydowaliśmy się o tym napisać, by podzielić się z Wami doświadczeniem wspólnej wędrówki podczas kryzysu oraz przede wszystkim, by przekazać, ze Bóg troszczy się o mnie i o Ciebie, i odpowiada! Odpowiada na moje i Twoje potrzeby. Do tego tylko potrzeba nam wiary, ze On jest to w stanie zrobić.

Wszystko co wartościowe i piękne wymaga od nas wysiłku i przełamywania siebie, lecz kwiat nigdy nie jest w stanie sam dla siebie wytworzyć wody. Potrzebuje deszczu.
     Tym, który chce ożywiać i Twoje serce, w relacji z tą drugą osobą, jest właśnie Bóg.
Czy w czasie kryzysu nie trzymamy kurczowo parasola podczas deszczu..?


Aga i Paweł 

środa, 7 listopada 2012

Najlepsza lokata czyli o tym, jak nie przegrać w związku

"-Jak w tej całej czystości wytrwać? Przecież tak bardzo ją/jego kocham. Ale czasami nie mam już siły. W mojej głowie pojawiają się pożądliwe myśli, które chciałyby - teraz i tu. Jak pokonać doświadczenie tych momentów, gdy przebywając z nią/nim, czuję, że pragnę już czegoś więcej niż pocałunku? Czy warto walczyć? Czasami czuję, że sytuacja robi się naprawdę gorąca, ale moje ciało, emocje pchają mnie wciąż do przodu, nie mam siły przerwać, bo to takie naturalne, wypływa ze mnie, przegrywam walkę z samym sobą. To powtarza się w kółko, nie potrafię nad sobą panować, mój rozum mówi jedno, ciało, emocje - drugie.."

   Czy odnajdujesz się chociażby w jednym z tych zdań? Czy doświadczyłeś kiedyś takiego myślenia, takich sytuacji?
     Nie jest prawdą, że żyjąc z Bogiem, że chcąc z całych sił walczyć o czystość - nie doświadcza się pokus.
Prawdą jednak jest to, że ON nas w tym nie zostawia i dla NIEGO nie ma "sytuacji bez wyjścia".
My już niejednokrotnie doświadczyliśmy tego, że czasami drogi tego co pragnie nasze ciało, do czego pchają nas emocje - rozbiegają się z Bożymi standardami, i z tym co wyznajemy.
Wiemy jednak, że nie możemy się temu poddać. Pokusa nie jest czymś, co MY zrobiliśmy źle, ona poprzez grzech jest obecna w naszym życiu, jednak dopiero tego, czy jej ulegniemy, czy zamienimy ją na czyny przez nią dyktowane - tego mamy się obawiać! Jezus mówi: "Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz to, co wypływa z człowieka, to to czyni go nieczystym." (Mk 7,15).
"-Jak jednak z nią walczyć? To bardzo trudne, wydaje mi się że nie mam szans."
Sami wiemy, że jest to bardzo trudne, jednak Bóg nie zostawia nas samych i odpowiedź możemy znaleźć w Jego Słowie. Przypatrzmy się bliżej starotestamentalnej historii Sary i Tobiasza. (Tb 7.8.)
Tobiasz - zakochany w Sarze po uszy. Bardzo pragnął, by ona została jego żoną. Chce prosić jej ojca, Raguela o rękę Sary. Jednak Raguel wyjawia Tobiaszowi "Dałem ją już siedmiu mężom spośród naszych braci, i wszyscy umarli tej nocy, w której zbliżali się do niej. A teraz, dziecko, jedz i pij, a Pan będzie działał przez was" (Tb 7,11).
Co widzimy? Sytuacja na pozór - bez wyjścia. Tobiasza czeka pewna śmierć. W noc poślubną, aż siedmiu mężczyzn- umarło gdy chciało się zblizyć do Sary. Ojciec Sary już nie wierzy w szczęśliwe małżeństwo córki, zbywa Tobiasza.  Tobiasz jednak bardzo ją kocha i nie poddaje się "Nie będę jadł i pił tak długo, dopóki ty nie rozstrzygniesz mojej sprawy" (Tb 7, 12). Stało się. Sara zostaje żoną Tobiasza.
Teraz jednak małżonkowie muszą się zmierzyć z tą sytuacją, która jest tak trudna, która - po ludzku patrząc- nie była możliwa do wygrania.
Jednak Tobiasz wie, JAK WALCZYĆ.
Co robi? Mówi do Sary:
"Wstań, siostro, módlmy się i błagajmy Pana naszego, aby okazał nam miłosierdzie i ocalił nas".
Zakochani MODLĄ SIĘ. Modlą się i uwielbiają Boga. Tobiasz zaczyna uwielbiać Boga.. w Sarze, w tej osobie, którą kocha!
Jaki jest finał tej sytuacji?
Wielkie szczęście. Tobiasz i Sara w sytuacji śmierci - odnajdują życie. Bóg przemiania sytuację beznadziejną, ożywia miejsce gdzie panowała śmierć.  Tobiasz przeżył.
     Jeśli i Wasza sytuacja wydaje się bez wyjścia, jeśli ciężko Wam opanować emocje, gdy zostajecie sami we dwoje - módlcie się do Boga! Aby to On był tym, który Was będzie w tym czasie chronił. Módlcie się razem, rozmawiajcie o tym, zapraszajcie Go za każdym razem, gdy zostajecie sami w pokoju, gdy nawet pocałunek bardziej Was pobudza.
Chcemy także Was zaprosić do.. założenia lokaty u Pana Boga.
Walczmy w tych wszystkich momentach, gdy jest nam ciężko i oddawajmy je "na lokatę" do Pana Boga.
Wierzymy, że potem, gdy już będziecie zakładać małżeństwa - Bóg wynagrodzi nam wszystkie trudny a pozostawione "na lokacie" zmagania - będą z pewnością  procentowały w życiu małżeńskim. Bo znamy takich ludzi:)

Aga i Paweł

sobota, 13 października 2012

Autostrada błogosławieństwa, czyli "po co ślub?"

Zanim podejmiemy kolejny temat, chcielibyśmy powiedzieć o dwóch rzeczach.
1.   Przepraszamy  Was za nasze zaniedbanie i nieregularne wpisy na bloga.
2.   Po dzisiejszym poście chcielibyśmy zaproponować Wam cykl tematów pt. „Prawda, która wyzwala, czyli obalamy mity dotyczące relacji damsko- męskiej



A dziś … chodzi nam po głowie pewne  pytanie… właściwie, to po co ten cały ślub?
To pytanie można zadawać sobie na różnych etapach wspólnej wędrówki przez życie. Myślimy, że nawet małżonkowie mają czasem tego typu przemyślenia.
„No dobra.”- ktoś powie - „ale my, studenci, czy licealiści, co wspólnego mamy ze ślubem? Przecież znam się z dziewczyną/chłopakiem dopiero kilka miesięcy. Mamy tyle przed sobą, jesteśmy w wolnym związku. Trochę za wcześnie, żeby myśleć tak na poważnie, o ślubie, wspólnym życiu.”
Takie myślenie wydaje się być dobre, adekwatne do sytuacji. Właśnie, wydaje się.
My szybko mogliśmy się przekonać i cały czas przekonujemy się, że kluczem do budowania udanego związku jest poważne traktowanie siebie wzajemnie.
Co to znaczy? Na pewno nie to, że po kilku miesiącach znajomości ustalacie , że za 3 lata w maju bierzecie ślub. :D To raczej dopuszczenie do siebie myślenia: „Popatrz, to w przyszłości może być Twoja żona/ Twój mąż.” Od tego wszystko się zaczyna. Zaczynasz tę osobę traktować serio. Masz do niej większy szacunek. O wiele łatwiej jest Ci się mobilizować, by być dla tej osoby, by ją kochać. Ponadto, jest to ważne, dlatego że mając w świadomości bardziej lub mniej odległy fakt ślubu, na tym etapie drogi, ślub staje się celem, do którego możecie dążyć
w rozwijaniu siebie dla tej drugiej osoby. Brak celu zatrzymuje rozwój i nierzadko jest to powodem rozpadu związku. 
A więc, zachęcamy Was także, by poświęcić chwilę i razem zastanowić się w jakim kierunku podąża wasze wspólne życie i do czego prowadzi.
A co w tym wszystkim jest najważniejsze?
Ślub to przestrzeń, w którą wchodzi Bóg ze swoim błogosławieństwem: „Po czym Bóg im błogosławił…” (Rdz 1, 28a) On jest Tym, który udziela swojej siły, swojej miłości, abyśmy nie budowali tylko poprzez to, co sami potrafimy, ale by stojąc w autorytecie Boga – czerpać z Jego Miłości, z Jego siły, z Jego cierpliwości, z Jego wytrwałości..
Zawarcie związku małżeńskiego jest zaproszeniem Boga do Waszej relacji. Ale z tym nie trzeba czekać do ślubu. Warto już teraz budować na fundamencie Boga. On tylko czeka aż pozwolicie, by działał w Waszym związku i rozwijał w Was miłość.
A niech ślub będzie wyjątkowym momentem.  
Zakończeniem TY i JA, rozpoczęciem MY. 


Aga i Paweł

sobota, 25 sierpnia 2012

Najsmaczniejsze jabłko, czyli „NIE” NIE oznacza „NIE kocham”

Po artykule Pawła, czas teraz na kobiece spojrzenie :)

Wyobraź sobie, że dostałaś piękny, zamykany kosz pełen jabłek. Już nie możesz się doczekać, kiedy go otworzysz, od samego rana masz ochotę na kęs soczystego owocu! Robisz na stole miejsce, stawiasz kosz i.. nareszcie możesz go otworzyć!
Co za radość, Twoim oczom ukazuje się widok kilkunastu pięknych, zarumienionych jabłek!
Te jabłka mają tylko jedną wadę..
Wszystkie są już nadgryzione..
Czy zdecydujesz się zjeść takie jabłko..?
    Czy dzisiaj patrzysz na siebie, jako na dziewczynę, która jest wartościowa i piękna? Czy wiesz, że TY jesteś wyjątkowa?
Czy szanujesz sama siebie?
    Te pytania z pozoru wydają się bardzo banalne, jednak tak naprawdę są bardzo ważne w relacji samej ze sobą
a także w relacji budowanej z tą „drugą połówką”.
Czy mogę kochać drugą osobę, jeśli ja samej siebie nie kocham?
Czy chłopak będzie szanował dziewczynę, która sama siebie nie szanuje?
    Jakikolwiek masz kolor włosów, kształt nosa, jakąkolwiek liczbę wskazuje Twoja łazienkowa waga, jakkolwiek wyglądała historia Twojego życia – jesteś piękna
i wartościowa.
Dlaczego? Bo stworzył Ciebie sam Bóg, zaplanował Cię ze starannością, On mówi, że „będziesz prześliczną koroną w rękach Pana, królewskim diademem w dłoni twego Boga
(Iz 62, 3)”.
Dlaczego więc pozwalamy, by ktoś nas „nadgryzał” jak to jabłko?
Czy nadgryzione jabłko zostawione na blacie w kuchni będzie równie dobrze smakować dwa dni później?
A jak smakować będzie dwa lata później?
 Czy nie je się jabłka od razu, całego?
A więc – mamy swoją wartość i chcę obalić mit, że mężczyzna jest tym, którego celem jest „skosztowanie jabłka”! Dziewczyny! Mężczyzna jest tym, który ma chronić naszą wartość, strzec naszego piękna!
    Jak więc mamy dbać o tę swoją czystość, by nie stać się zepsutymi jak te jabłka w koszyku?
1. Przede wszystkim pamiętać, że MAMY WARTOŚĆ i że naprawdę WARTO O NAS WALCZYĆ!
Mężczyźni są w stanie wiele zrobić, jeśli kochają swoją dziewczynę. Chcę Ci dzisiaj powiedzieć, że chłopak, który kocha, będzie chciał na Ciebie czekać! Nie musisz spełniać
i dawać tzw. „dowodów miłości”. Są pewne granice, o które trzeba dbać, by ich nie przekroczyć, by chłopak nie zrobił tego „kęsu”. Np. jeśli nie zgodzisz się na to, by Twój chłopak wkładał Ci rękę pod bluzkę, jeśli nie zgodzisz się na seks przed ślubem, nie oznacza to, że go nie kochasz! 
Nie wolno nam wmówić sobie takiej bzdury, którą proponuje nam dzisiejszy komercyjny świat!
Oznacza to, że tak go kochasz, że dbając o jego i swoje dobro, o jego i swoją świętość, chcesz zaczekać z tym, co najpiękniejsze, by miało swój należyty smak i czas, by związek, który jest budowany nie był oparty jedynie na doświadczeniach seksualnych, lecz miał trwały fundament, który pozwoli przetrwać długie lata.
Masz swoją wartość i warto na Ciebie czekać!
A jeśli dziewczyna każdemu napotkanemu chłopakowi będzie dawała taki „kęs siebie”, to wkrótce okaże się, że gdy spotka tego jedynego… zostanie z niej sam ogryzek.
2. My dziewczyny jesteśmy mistrzyniami w znajdywaniu w sobie coraz to nowszych i wymyślniejszych kompleksów, więc jeśli masz problem, by dostrzec w sobie dobro i piękno… módl się do Tego, który Cię ukształtował i dla którego jesteś najpiękniejsza! Przeczytaj sobie fragment Iz 62, 3-5 i módl się słowami psalmisty
z Ps 139 13–16!
Nasze kompleksy, brak wiary w siebie, nie może być powodem, byśmy bojąc się o to, że stracimy naszego chłopaka, zgadzały się na rzeczy, które są zarezerwowane na czas po ślubie- gdy Bóg jest Tym, który zsyła swoje błogosławieństwo.
Nie bójmy się więc mówić „nie”. Nie bójmy się tego, że nie idąc za modą dzisiejszego świata, zostaniemy same i wyrzucone za margines społeczeństwa. To nie jest prawda. Znaki ostrzegawcze mimo, że wiele razy mówią „nie” – prowadzą ku życiu.


I może tak być w Twoim życiu, że w wyniku różnych sytuacji patrzysz już dzisiaj na siebie jak na to nadgryzione jabłko. Jeśli tak jest, to chcę Ci powiedzieć, że nie jesteś przegrana,
bo z Bogiem zawsze można zacząć od nowa i On Ciebie nigdy nie przekreśli.

Agnieszka

czwartek, 19 lipca 2012

Rycerz na polu bitwy, czyli osobista walka o wspólne zwycięstwo.



Chcemy teraz podzielić się z Wami tym, że to, co wspólne budowane jest również przez to, co osobiste. Widzimy, że bardzo ważne są osobno postawy: dziewczyny i chłopaka. Fakt, że kobiety mają pierwszeństwo,
ale tym razem rozpocznę ja (Paweł).
            Mam świadomość, że nam facetom dość trudno jest utrzymać osobistą czystość. Ale… nie jest to niemożliwe. Nasze zmagania nazwałbym WOJNĄ O CZYSTOŚĆ. Jeżeli przeniesiemy się w realia epoki średniowiecza, jako wojownika mamy przed oczyma rycerza. Aby lepiej to sobie wyobrazić, takim rycerzem jest każdy z nas, mężczyzn. Podczas walki nieodłącznym wyposażeniem rycerza jest jego zbroja. Tu każdy element jest potrzebny i odgrywa niemałą rolę. Dla nas zbroją jest to,
co towarzyszy nam na co dzień. Czyli? SERCE, UMYSŁ, DUSZA i CIAŁO. Podobnie jak w przypadku zbroi, każdy z tych elementów jest niezwykle ważny. Dlaczego? Serce całych nas angażuje, by walczyć do ostatnich sił. Umysł zapewnia podejmowanie konkretnych decyzji i nieugiętą silną wolę. Dusza staje się filtrem
i oczyszcza myśli, pragnienia i motywacje. Ciało, choć słabe, bierze na siebie ciężar działania. Dobrze ukierunkowane przez serce, umysł i duszę przyczynia się do zwycięstwa.
http://www.tik-tak.pl/
A co jeśli to nie wypali? Jeżeli nie zadziała? Na pewno potrzeba czasu. Trening czyni rycerza mistrzem. A więc, WYTRWAŁOŚCI! Przegrana bitwa nie oznacza porażki,
bo WOJNA O CZYSTOŚĆ wymaga wielu starć.
Ale pamiętaj, im więcej przegranych bitew,
tym słabszy smak zwycięstwa. Nie czekaj! 
JUŻ DZIŚ ZACZNIJ WALCZYĆ. 
A jeżeli nie wiesz jak się za to zabrać, zapytaj Króla
On tylko czeka, by udzielić Ci cennych rad na polu bitwy.

Paweł

środa, 27 czerwca 2012

Waga, wartość i matematyka, czyli o tym, co się LICZY

     Robiąc naleśniki, nie ma dla mnie problemu, by przy pomocy szklanki obliczyć ilość potrzebnej mąki, którą muszę wsypać do miksera, a dla mnie – gdy rozwiązywałem zadania matematyczne, nie było problemem narysowanie np. 3 centymetrowego odcinka, potrzebnego do rozwiązania.
     Dziś, przy pomocy nowoczesnej technologii, wszystko można łatwo obliczyć. Można zmierzyć wagę, długość, szerokość, objętość..
Czy jednak zawsze przypisujemy prawidłową wagę do wypowiadanych słów?
     „Kocham Cię”. Te słowa, mimo ich wielkiej wagi, paradoksalnie bardzo łatwo dzisiaj usłyszeć. Istnieją również powody, przez które możemy przypuszczać, że to nie ludzie stali się bardziej uwrażliwieni na  swoistą „moc”  tych słów, lecz po prostu zapomnieliśmy, co te słowa tak naprawdę oznaczają.
     Przede wszystkim, trzeba mieć świadomość, że gdy wypowiada się te słowa, to wszystko się zmienia. Nie można ich zatem wypowiedzieć bazując tylko na przypływie nagłej radości, w stanie pełnym euforii, ponieważ miłość to NIE jest uczucie. Miłość jest decyzją.
     A więc, jeśli decyduję się wypowiedzieć te słowa w stanie (w uczuciu!) największej radości, to czy jestem świadomy aktualności tych słów również w czasie, w którym będzie najbardziej ciężko? W czasie największych kłótni? W czasie największych zmagań ze słabością swoją, ale także tej drugiej osoby?
     Słowa „kocham Cię” nie są opierane na uczuciach. Owszem, prawie zawsze, towarzyszy im stan (uczucie) głębokiego szczęścia, ale podstawą do ich wypowiedzenia powinna być zawsze decyzja.
Ja decyduję się (nie muszę, ale bardzo tego chcę) kochać tę drugą osobę.
Największym autorytetem i wzorem do naśladowania jest BógBóg, który wypowiedziawszy „kocham Cię(„Ukochałem cię odwieczną miłością, dlatego też podtrzymywałem dla ciebie łaskawość” Jr 31,3), codziennie te słowa kierowane do mnie i do Ciebie ponawia, przyznaje się do nich, bierze za nie odpowiedzialność i każdego dnia jest wierny tym słowom.
     Te słowa, przed ich wypowiedzeniem, powinny być dobrze przemyślane.
W książce „Mały Książę”  możemy przeczytać: „pozostajesz na zawsze odpowiedzialny za to, co oswoiłeś”.
  A więc jeśli decydujesz się je wypowiedzieć, powinieneś być świadomy także tego, co te słowa ze sobą niosą i że nie stoją na tej samej półce co np. „poproszę ogórki”.

http://papilot2.mykmyk.pl/img/660/0/
kocham-cie-15792086.jpg
    
Jak to było z nami?
Powiem Wam jak to było ze mną (Paweł). Wiedziałem, że są to dla mnie bardzo ważne słowa, i chciałem, by ten moment, w którym wypowiem je pierwszy raz- do tej, która będzie mi najbliższa- był wyjątkowy. Kilka razy miałem już wielkie pragnienie powiedzenia ich, ale wiedziałem też, że muszę czekać, by wypowiedzieć je w pełni świadomie.
Powiedziałem Agnieszce pierwsze „kocham Cię” po ponad czterech miesiącach bycia razem i nie żałuję, bo przekonałem się jak wielką wartość mają te słowa . Jestem tego pewien i dziś.:)
     Teraz moja kolej – Aga. Myślę, że jestem niecierpliwa jak chyba większość kobiet:)
 i… czekałam na te słowa, tak bardzo na nie czekałam. Ale wiedziałam też, że nie mogę ich wypowiedzieć pierwsza.
Znaliśmy się wtedy z Pawłem sześć lat, po tych sześciu latach przyjaźni – zaczęliśmy „być razem”. To długo, a jeszcze… od momentu pierwszego, oficjalnego dnia „bycia razem” do usłyszenia tych oczekiwanych słów minęło… ponad cztery miesiące. To był czas oczekiwania, ale także – niesamowitej radości późniejszego ich usłyszenia i możliwości odpowiedzenia tym samym.
W chwili gdy je usłyszałam i obserwując przejętego tą sytuacją Pawła, wiedziałam, że nie są to słowa rzucane na wiatr. Te słowa od tego momentu, aż po dzień dzisiejszy, są moim bezpiecznym gruntem po którym stąpam.
  
Chcemy też zachęcić Ciebie, abyś wpatrzony w autorytet jakim jest Bóg, miał świadomość tego, jak ważne są słowa „kocham Cię”.
W parze z wypowiedzeniem tych słów zawsze idzie też serce, a dając komuś swoje serce – nic już nie postaje takie samo.


Aga i Paweł

wtorek, 26 czerwca 2012

Światło na nieznanym terytorium, czyli – jesteśmy razem, i co dalej?

     Jesteśmy w pokoju pełnym porcelany. Problem tkwi w tym, że jest zupełnie ciemno, nawet z bliska nic nie widać. Pojawia się pytanie. Jak tu się poruszać, żeby nic nie zniszczyć
i sobie nie zrobić krzywdy? 
     
     Podobnie jest w związku. Szczególną uwagę zwraca się na to, by nie zranić drugiej osoby
i siebie. Ale przecież nie da się funkcjonować w ciemności. Potrzeba ŚWIATŁA.
Tym, co oświeca nasze bycie ze sobą są dwa Przykazania Miłości:
 Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem.
Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego.” (Mt 22, 37-39)
Nie jest to światło, które oślepia i swoją intensywnością ogranicza widoczność, ale takie, które pozwala dostrzec nawet najbardziej zaciemnione miejsca. Chcemy unikać bolesnych „zderzeń”, i dlatego staramy się żyć tym, co daje nam Bóg. Traktujemy to jako zaproszenie do rozwoju i co najważniejsze do budowania naszej relacji.


Skąd taka pewność? Bo jest to dar z miłości do człowieka.
Dwa Przykazania Miłości stanowią również inspirację, by pójść o krok dalej.
Co to oznacza?
Jeśli jesteście w związku, zależy wam na sobie, warto ułatwić sobie nawzajem „poruszanie się” po tym nieznanym terytorium. 
 W oparciu o Przykazania Miłości, wspólnie spisaliśmy sobie kilka dodatkowych zasad, które są dla nas nieocenioną pomocą. 
Działają w podobny sposób jak znaki drogowe. Konkretny znak do konkretnej sytuacji.
     W przełożeniu na nasze życie wygląda to tak, na przykład:
Postanowiliśmy, że  nie całujemy się bez przerwy przez dłuższy okres czasu. Ponieważ mieliśmy problem, żeby w końcu przestać się całować i by to nie pobudzało nas do czegoś więcej, ustaliliśmy pewne ramy czasowe.:) To dało i wciąż nam daje większą kontrolę nad własnym ciałem. Jesteśmy w stanie zahamować naszą pożądliwość.
Nasza deklaracja zawiera w sumie 8 punktów i spisaliśmy ją prawie rok temu . 
     Dzisiaj chcemy całymi sobą potwierdzać to, że warto ustalić wspólne zasady, bo one naprawdę pomagają  poruszać się bezkolizyjnie na drodze miłości.

Aga i Paweł 

niedziela, 24 czerwca 2012

Podróż życia, czyli o tym, że im więcej, tym wcale nie lepiej

     Pewien człowiek chciał dostać się do sąsiadującej miejscowości. Przyszedł na przystanek
i po chwili wsiadł do autobusu. Na dworze upał, na szczęście autobus klimatyzowany. Skasował bilet, usiadł przy oknie, a z miejsca, gdzie siedział kierowca słychać było przyjemny jazz. Podróż przebiegała bardzo spokojnie do czasu kiedy spostrzegł, że autobus..  jedzie
w przeciwnym kierunku.
Na właściwy autobus, według rozkładu jazdy, trzeba było poczekać jeszcze 28 minut.

     Czy ta historia może coś przypominać?
Seriale nieustannie kreują obrazy, gdzie każdy z każdym już mieszkał, gdzie każdy z każdym spał, niezliczona ilość romansów i rozczarowań, mężczyzna z jedną kobietą „jest”, z drugą „ma dziecko”, trzecia to jego „wielka miłość”, a czwarta to „była żona”. To samo dotyczy serialowych kobiet.
Zresztą, nawet na ulicach naszych miast można zauważyć modę, gdzie coraz młodsi „muszą z kimś być”, by w oczach ludzi – nie być gorszymi. W powietrzu wisi przekonanie,
że „nieważne z kim się wiążę, ważne że się wiążę”.
Ale ile razy można skasować ten sam bilet?
Czy przypadkowe autobusy, do których wsiadamy – doprowadzą do celu?
W pewnym momencie.. może wydawać Ci się, że jedziesz, ale… dokąd?
Bilet straci ważność, oddalisz się od celu, zostaniesz sam.
      Bóg zostawił nam pewien „rozkład jazdy”. Jego Słowa mówią: „Ja bowiem znam zamiary jakie mam wobec was – wyrocznia Pana – zamiary pełne pokoju a nie zguby,
by zapewnić wam przyszłość, jakiej oczekujecie” (Jr 29, 11)
Jesteś cenny w oczach Boga, a Jemu zależy, aby Twoja przyszłość była piękna, by była taka, jakiej oczekujesz!
Rozkłady jazdy nierzadko „każą nam” czekać na właściwy autobus, lecz zostawiają również obietnicę, że ten WŁAŚCIWY autobus – przyjedzie.
     To bardzo ważne, z kim się wiążesz a Bóg jest Tym, który chce troszczyć się o Twoją przyszłość.
Sprawę Twojego przyszłego męża/żony – oddaj w Jego ręce, ponieważ nic lepszego nie można zrobić.
Módl się o Twoją drugą połowę, Bóg chce słuchać spraw które są w Twoim sercu i są dla Ciebie ważne!
     My także modliliśmy się i modlimy o dobrego męża/żonę, bo nie jesteśmy w związku małżeńskim. Teraz też, ponieważ wierzymy, że Bóg zna pragnienia naszych serc, modlimy się za siebie nawzajem. O to, byśmy mogli być dla siebie wsparciem i potrafili obdarzać się taką miłością, jaką kocha nas Bóg.
Oddanie tej sprawy Bogu sprawia, że czujemy się spokojniejsi, wierzymy, że chociaż my widzimy tylko kawałek tej drogi, którą jedziemy, to jest Ktoś, kto ogarnia całą tę drogę.
Nie jesteśmy w stanie powiedzieć i przewidzieć dzisiaj, jaka będzie nasza przyszłość, ufamy jednak, że cokolwiek się nie stanie- będziemy szczęśliwy, bo nawet jeśli po ludzku plan A zawiedzie, to Bóg będzie miał dla nas plan B. Jesteśmy szczęśliwi wiedząc, że jest Ktoś, kto troszczy się o naszą przyszłość i nasze serca.
http://pl.wikipedia.org/wiki
/Przystanek_autobusowy
     To bardzo ważne z kim się wiążesz, i lepiej jest czekać na ten właściwy autobus, niż podróżować kilkoma innymi, oddalając się tylko od celu  i kasując wciąż ten sam bilet, który wkrótce staje się nieważny.
     Jakakolwiek nie jest historia Twojego życia,
     Bóg kocha Ciebie dzisiaj
i właśnie przez to, że tak bardzo Cię kocha – chcę troszczyć się
o Twoją przyszłość i pragnienia Twojego serca.
…ale tylko Ty wybierasz, w którą stronę chcesz jechać .

Aga i Paweł